czwartek, 17 października 2019

W Bieszczady jedzie się tylko raz (czasem wraca się z "dziurą" w nodze)


W Bieszczady jedzie się tylko raz, potem się już tylko wraca – mówią ludzie, których tam się spotyka. Mnie powrót zajął dobrych kilkanaście lat. W młodości jeździłam tam regularnie, mimo, że podróż była długa - z Katowic jechało się chyba z 7 godzin - i  bardzo męcząca. Pociągi przepełnione do granic oferowały swoim klientom miejsca warstwami na podłodze. Ale przygoda, poczucie wolności i zachwyt naturą zawsze nieodmiennie były wielką nagrodą. Pamiętam, że nie bardzo mogłam wówczas szastać gotówką mówiąc oględnie, więc jadałyśmy własnoręcznie zbierane na polanach jagody z kefirem kupowanym w wiejskich GS-ach i  z pajdą świeżego chleba. Wieczorami ogniska, gitara i śpiew, kąpiel w zimnych, górskich rzekach, rozmowy z ludźmi w bieszczadzkich schroniskach, słońce, deszcz i Wolna Grupa Bukowina. Pamiętam, że któregoś lata wbrew zakazowi lekarza pojechałam w Bieszczady ze zranioną nogą. Pewnego wieczoru, gdy siedziałam przy ognisku zobaczyłam, że spod pozornie zagojonej rany sączy się ropa. Na pogotowiu w Przemyślu lekarz powiedział, że chyba trzeba będzie amputować i odesłał do domu. W Bytomiu mi ją jednak wyleczyli więc jestem obunożna, choć z blizną. Pamiętam też, że jechałam koleją przez ZSRR. Był taki odcinek drogi kolejowej, który prowadził przez terytorium naszego sąsiada. Na tym odcinku do wagonów wsiadali pogranicznicy radzieccy uzbrojeni po szyję i bacznie obserwowali,czy któryś z podróżnych nie wyrzuca czegoś z wagonów- i nie chodziło bynajmniej o ekologię tylko o ulotki propagandowe. Tak było kiedyś.




W tym roku wykorzystując fakt, że miałam być na Kongresie 590 w Rzeszowie dwa dni przed jego rozpoczęciem  przyjechałam w Bieszczady do Cisnej.
Pamiętacie tę piosenkę Krystyny Prońko „Deszcz w Cisnej”? To właśnie o tej miejscowości. Włączcie ją sobie, poczujecie klimat.  Teraz w Cisnej jest parę knajpek, są ładne gospodarstwa agroturystyczne, ale kiedyś jedyną tutaj bodaj i najsłynniejszą knajpą bieszczadzką była Siekierezada. Istnieje zresztą do dziś dnia. Jest książka Edwarda Stachury pod tym tytułem, na podstawie której nakręcono też film.




No i jak było w Bieszczadach tym razem? Powiedzieć, że cudownie, to nic nie powiedzieć. Te góry są po prostu bajecznie piękne a fakt, że tak mało tam domów, kominów, reklam i całego tego bałaganu związanego z cywilizacją sprawia, że widać je w całej krasie. Krajobraz jest sielski- góry, potoki i lasy, czerwieniejące  jesienią buki, nie za wiele dróg, ładne,drewniane domy rozrzucone malowniczo, krowy pasące się tu i ówdzie i zapach -świeży, lekki, taki, który sam wchodzi w płuca.  Bieszczady w czasach mojej nie  tak dawno minionej młodości J schodziłam wzdłuż i wszerz. Natomiast teraz postanowiliśmy wybrać się w miejsca ukryte, zaciszne, na nowo odnalezione. Wybraliśmy się do wsi Jaworzec, a właściwie to tego, co po niej zostało. W 1947 roku w ramach akcji Wisła wysiedlono mieszkańców tych ziem przerzucając ich na drugi kraniec Polski. Wieś spalono doszczętnie.  Tak sobie myślałam o mieszkańcach tej wyjątkowo pięknie położonej wsi- między zboczem góry a rzeka Wetlinką, którzy przeżyli wojnę, przeżyli ataki band UPA i kiedy wydawało się, że koszmar już minął,przyjechali komuniści, kazali im się spakować, załadowali na ciężarówki i rzucili w nową rzeczywistość. Po wiosce, której zarys odtworzono w ramach ścieżki historycznej „Bieszczady Odnalezione” pozostały dwie kamienne piwniczki, stary krzyż, studnia z żurawiem i  drzwi do cerkwi.


Stare zdjęcia  zaś pokazują jak tam kiedyś było.To wszystko minęło.
Nieopodal jest schronisko na Jaworcu, gdzie można napić się dobrej parzonki (choć kawa z ekspresu też jest, ale ja w górach wolę tradycyjną zalewajkę), zjeść pyszną szarlotkę, porozmawiać z ludźmi ze schroniska i gdzie można się nie spieszyć.  W Bieszczadach nigdzie się nie spieszymy, zwłaszcza jesienią nie ma do czego- mówił pan Grzesiek, pracownik schroniska. Przyjemnie jest zwyczajne czynności wykonywać powoli i starannie, upatrując w nich też sposób na relaks. Pan Grzesiek polecił nam także kierunek kolejnej wycieczki- Jeziorka Duszatyńskie.  Ukryte głęboko w gęstym lesie mają ciekawą historię- otóż na początku XX wieku  w 1907 roku pewnego dnia rozległ się huk wielki, zatrzęsła się ziemia i powietrze się poruszyło. Ludzie myśleli, że to koniec świata a to oderwała się spora część góry i osunęła w dół. Górę „zwiezło” w dół, na osuwisku powstały dwa jeziorka a z czasem  Potocki- właściciel  ziemi utworzył tam  rezerwat. Jeziorka są troszkę zarośnięte, często zasnute mgłą i raczej nie należy się w nich kąpać. Ponoć śmiałkowie, którzy się na to odważyli- utonęli w ich zimnych wodach. Ciekawe miejsce, fajny spacer i cudowne góry.
Jeszcze jedno ciekawe miejsce polecam zwłaszcza rodzinom z dziećmi - to Bieszczadzka Kolejka Leśna.



Z miejscowości Majdan jedzie się  wąskotorówką przez  ok 40 minut, dojeżdża do stacji, tam zjada się kiełbaskę, chleb ze smalcem albo kawał domowego ciasta i powrót do stacji początkowej, gdzie znajduje się też niewielkie muzeum kolejnictwa. W Bieszczadach pozyskiwało się drewno, zresztą jest tak do dzisiaj stąd infrastruktura kolejowa, którą wykorzystywano do transportu.
Jeszcze słowo o bieszczadzkich smakach- biały ser z mleka od własnej krowy, smalec, pyszne naleśniki z dżemem jagodowym, placki ziemniaczane z gulaszem baranim i oscypki -to przepyszne uzupełnienie doznań wizualnych. Kupiliśmy kilka wyśmienitych oscypków na drogę, tak by jeszcze w domu cieszyć się smakiem Bieszczad.
A Wy, kiedy pojedziecie w Bieszczady?



Tekst: Anna Popek
Zdjęcia: Tomasz Krupa 

4 komentarze:

  1. PIEKNIE OPOWIEDZIANE,Z HISTORIA W TLE! JEST TO POTRZEBNE DLA MLODZIEZY,KTORA ODWIEDZA BIESZCZADY!TRZEBA SIE STARAC,ABY ONA POLUBILA TE GORY! TEKST JEST TEZ BARDZO SUGESTYWNY,CZYTAJAC GO MIALEM ROZNE SMAKI W USTACH! DAWNIEJ,JADAC W BIESZCZADY,TRZEBA BYLO WOZIC ZE SOBA SLOIKI Z PASZTETEM,CZY ZUPY W TOREBCE! PANI ANI I PANU TOMKOWI DZIEKUJE ZA PIEKNY TEKST I PIEKNE FOTO! BRAWO!

    OdpowiedzUsuń
  2. Grzegorz Artur Przytulski20 października 2019 11:51

    Pozdrawiam Grzesiek Przytulski z Jaworca ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Po wytężonej pracy, i to w takim tempie, zasłużony wypoczynek. Czemu aż tak aktywny ? Trzeba było bardziej poleniuchować. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń

Jak zostałam morsem

Od wielu lat podziwiałam ludzi, którzy wchodzą do zimnej wody. Podobało mi się morsowanie, wiedziałam, że daje sporo zdrow...