Komu z nas nie zdarzyło się zbłądzić? Pójść niewłaściwą drogą? Albo
na skróty, które okazały się drogą donikąd lub gorzej jeszcze- drogą w stronę
zła? Ja mam takie nieudane „wycieczki” na swoim koncie i Bogu dziękuję, że
wyszłam z nich cała i zdrowa na ciele i na umyśle. Ale niektórzy tyle szczęścia
nie mają. Niektórzy za swoje lekcje życiowe muszą słono zapłacić. Zwłaszcza młodzi. Nie mając dobrego, kochającego
domu szukają swojego szczęścia w niewłaściwym towarzystwie, często w alkoholu,
narkotykach, przestępstwach, czasem wręcz zbrodniach a bardzo często w ciągłej balandze, która
prowadzi do deprawacji i zła.
Gdy trafia na osobę dorosłą- myślmy
trudno, sam lub sama sobie winna. Ale gdy młody człowiek, wyrastając w
patologicznym domu albo bez domu w ogóle, mając kilkanaście lat i życie przed
sobą idzie na dno - to jest go po prostu
strasznie żal. Myślimy wtedy, ile by
mógł zrobić, jak rozwinąć swoje talenty,
gdyby ktoś mu podał rękę. Wierzę w to, że
zły los można odmienić. W to, że nasza wola i dobra wola innych osób są
w stanie zatrzymać nas na równi pochyłej, na której czasem się znajdujemy. Szukam takich historii, bo one dają nam
wszystkim nadzieję. W ubiegłą sobotę w Brańszczyku nad Bugiem poznałam Michała
i opowiem Wam teraz jego historię.
Michał
pochodzi z Zamościa. Jego rodzina była w rozsypce, ojciec zostawił matkę, zostali sami, mamie nie było łatwo, chłopak nie mógł sobie poradzić ani z tą sytuacją ani ze sobą.
Zaczął opuszczać szkołę, korzystać z używek, znikał z domu. W końcu matka w
geście rozpaczy zwróciła się do sądu, by ten zmusił syna do nauki. Chłopak trafił
do jednego z ośrodków wychowawczych w Polsce,
ale nie czuł się tam dobrze. Jego mama widząc, że nic taka „terapia” nie daje, a
dowiedziawszy się o Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym Księży Orionistów w Warszawie niemal
codziennie dzwoniła do dyrektora ośrodka prosząc o przyjęcie syna. Ksiądz Adam
po blisko półrocznych telefonach w końcu postanowił, że kupi łóżko i dostawi do
któregoś z pokoi, bo naprawdę nie miał wolnych miejsc a nie chciał odmawiać
zdesperowanej kobiecie. Michał trafił do Ośrodka Księży Orionistów na dwa
tygodnie przed swoimi 18 urodzinami z przekonaniem, że w dniu, w którym
osiągnie pełnoletność po prostu odejdzie. „Byłem niezharmonizowanym ze
społeczeństwem, cichym i zamkniętym w sobie nastolatkiem. Błądzącym we mgle
dzieciakiem ze zwiniętymi żaglami – bez perspektyw, bez kompasu i wiatru.”- tak
pisał o sobie. Ksiądz Adam wspomina, że po kilku dniach pobytu w ośrodku chłopak przyszedł do niego
i z twarzą przytuloną do framugi zapytał, czy nie mógłby zostać tam dłużej?
Oczywiście został, a księża i wychowawcy zaczęli swoją pracę.
"Dziś wiem, że decyzja o pozostaniu była jedną z najlepszych w moim życiu. Dom w Aninie to moja Herbatka bostońska – mój początek nowego i koniec starego ja. Miesiące walki, godziny rozmów i hektolitry wypitej kawy pozwoliły mi odzyskać przytomność oraz zebrać porozrzucane kawałki siebie" wspomina Michał.
"Dziś wiem, że decyzja o pozostaniu była jedną z najlepszych w moim życiu. Dom w Aninie to moja Herbatka bostońska – mój początek nowego i koniec starego ja. Miesiące walki, godziny rozmów i hektolitry wypitej kawy pozwoliły mi odzyskać przytomność oraz zebrać porozrzucane kawałki siebie" wspomina Michał.
Na
początku lipca tego roku Michał obronił
licencjat z historii, bowiem po
ukończeniu liceum poszedł zgodnie ze swoimi zainteresowaniami i talentem na
studia. Pomaga jako wolontariusz księżom Orionistom i pokazuje innym chłopakom,
że mogą zapanować nad swoim życiem. Jest
młody, przystojny, otwarty, łatwo nawiązuje kontakt z innymi. Widząc go nigdy
nie pomyślelibyście, że w przeszłości mógł mieć takie problemy.
Księża
Orioniści opracowali bardzo skuteczny sposób prostowania kręgosłupów moralnych (Projekt TRAMPOLINA).
Polega on w skrócie na budowaniu więzi, na autentycznym przejęciu się losem
podopiecznych, na stawianiu im wymagań oraz na …dobroci. Kiedy pytałam Michała,
co pomogło mu rozpocząć nowe życie powiedział,
że dobroć. Dobroć i bezinteresowność opiekunów. Chłopcy wiedzą, że komuś na
nich zależy. Być może po raz pierwszy w życiu mają tego świadomość.
A
to często wystarcza, by zacząć na nowo.
Ksiądz
Adam mówił mi, że nie zawsze praca
wychowawcza przynosi oczekiwany efekt. Zdarza się, że podopieczni lądują w więzieniu.
Ale nawet wtedy z więzienia przysyłają listy i piszą, że te spotkania na
Barskiej, w Aninie, rozmowy, poczucie własnej wartości, które wówczas zaczęło
się w nich budować, że to wszystko pomaga im przetrwać w więzieniu ciężkie chwile. I wiedzą, że gdy
wyjdą zaczną jeszcze raz. Nigdy do końca nie wiemy, co dajemy innym, co
będzie dla nich skarbem, gdy już od nas odejdą.
Fundament, Centrum Edukacyjne Trampolina I i Mieszkania treningowe - to trzy etapy procesu wychowania – więcej możecie o tym przeczytać na stronie www.barskaorione.pl.
Młodzi
ludzie, aby poradzić sobie samodzielnie w świecie uczą się też zawodów -
stolarza lub kucharza, ale mogą tak jak Michał rozpocząć dalszą edukację.
Wspaniale
dzieło zapoczątkowane zostało przez księdza Alojzego Orione, Włocha, który w
2004 został kanonizowany przez Jana Pawła II. Choć nigdy nie był w Polsce
bardzo kochał Polaków. W dniu wybuchu II wojny światowej wywiesił biało-
czerwoną flagę na kościele w Tortonie we Włoszech. Potem odprawił mszę przy ołtarzu, który tą flagą nakrył. Wisiała
ona potem w jego skromnej celi nad łóżkiem. Zwykł był mawiać, że Włosi powinni
trzymać z Polakami, bo to ten naród daleko zajdzie.
I jeszcze słowo o sobotnim pikniku. Była tam też Joasia- dziewczyna z zespołem Downa. Pytana przeze mnie o to, co lubi robić powiedziała, że najbardziej lubi śpiewać, bo Pan Bóg wszystko słyszy i widzi nas z wysoka.
I jeszcze słowo o sobotnim pikniku. Była tam też Joasia- dziewczyna z zespołem Downa. Pytana przeze mnie o to, co lubi robić powiedziała, że najbardziej lubi śpiewać, bo Pan Bóg wszystko słyszy i widzi nas z wysoka.
Nie
traćmy nadziei. Szukajmy pomocy. Walczmy o siebie i o innych. Przemiana jest
możliwa. A ludzie wyznaczeni do tego, by nam pomóc są wokół nas.
A
Wy jakie macie doświadczenia z pokonywaniem własnych słabości, z wychodzeniem z tarapatów? A może ktoś Wam bezinteresownie pomógł?
Piszcie
do mnie w komentarzach, może Wasz głos da siłę innym?
Tekst: Anna Popek
Zdjęcia: Tomasz Krupa
Moje życie to też osobliwa historia. Było pięknie, do czasu. Nagle runęło, zacząłem się załamywać. Bogu dzięki nie upadłem. Zawdzięczam to wierze wyniesionej z rodzinnego domu i szlachetnym, prawym ludziom z mego otoczenia. Pomogli mi się otrząsnąć, podnieść się. Potem wróciłem do korzeni, do teraz egzystuję w miarę poprawnie. Potrafię pojawiające się problemy pokonywać na spokojnie, emocjom się nie poddaję. Jest dobrze, daję radę. Jaki wniosek? To wiara mnie uzdrowiła.
OdpowiedzUsuńWspaniale Panie Andrzeju, że się Pan nie poddał oraz zaufał dobrym ludziom, którzy podali pomocną dłoń. Szlachetne i piękne, dobrze że wciąż można w ten sposób o tym mówić bo wciąż są tacy ludzie. Dużo wiary i siły dla Pana.
UsuńPani też ma swój skromny udział, wszak zwą mnie jednym z liderów pośród Pani fanów ... Madzi także. Po prostu lubię piękne wnętrza, cenię cnotę pokory. Pozdrawiam. 💖💖
UsuńŚwietny tekst Pani Aniu. Pomaganie jest piękne w każdym wymiarze i wraca do nas. Dobrego dnia!
OdpowiedzUsuńM.J.
Dobro dane, powraca i to w życiu jest piękne.
OdpowiedzUsuń