poniedziałek, 22 lipca 2019

My Cyganie, co pędzimy z wiatrem....



Jestem ich białą siostrą - tak nazwał mnie Dziani któregoś roku na Festiwalu Kultury Romów w Ciechocinku. Było  to dla mnie dużym, przyjemnym bardzo zaskoczeniem.  Wtopiłam się w to  środowisko, zdobyłam sympatię najpierw najbliższej rodziny Don Vasyla, potem innych romskich kobiet i szacunek mężczyzn. Poznawałam przez tych kilka lat ich kulturę, czytałam wiersze Papuszy i Don Vasyla oraz wsłuchiwałam się  uważnie w teksty cygańskich piosenek. Dowiadywałam się, ile mogłam o zwyczajach i o niepisanym prawie Cyganów czyli o Romanipen.


(zdjęcie wykonane na terenie starego opuszczonego basenu w Ciechocinku)

A co najważniejsze dla mnie - przez lata chłonęłam ich muzykę, uczyłam się ich tańca.
Pamiętam jeden z moich pierwszych przyjazdów do Glinojecka, bo tam wówczas odbywał się Festiwal. Trwała próba, ktoś tam pokrzykiwał, bo w strasznym upale trudno było zebrać nas wszystkich na scenie, a tymczasem  dziewczęta cygańskie tańczyły...Stanęłam jak wryta, chłonęłam ich każdy ruch, próbowałam zapamiętać skomplikowany rysunek,  jaki w powietrzu kreśliły ich stopy, patrzyłam na obszerne spódnice, które ruszały się tak, jakby po prostu żyły własnym życiem i były niczym meduzy, które w przyśpieszonym tempie wiją się i falują.
 I ich ręce. Taniec dłoni i rąk to osobna historia. Subtelność i zmysłowość, zawsze pomalowane paznokcie, pierścionki i pobrzękujące bransoletki. Ruchy, które opowiadają historię, przyciągają i odpychają, nigdy nie są przypadkowe.


Te kilkanaście lat temu, gdy zaczęłam moją „cygańską „ przygodę - w modzie panował minimalizm. Pamiętam rady stylistek i koleżanek z pracy, które mówiły, że jadąc „do nich” trzeba być jednak ubraną trochę inaczej, mniej romsko, bardziej z dystansem.
Różnica pomiędzy tym, jak ukrywały swoją kobiecość „białe” dziewczyny i jak dumnie i ponętnie prezentowały ją Cyganki była kolosalna.


(Ostatnie szlify scenariusza wieczorem przed dniem koncertu Live. Dziani i Ja)

Pamiętam moją wielką wpadkę, kiedy pewna stylistka (mój Boże, po co ja ja brałam) nieźle mnie załatwiła. Otóż w kulturze cygańskiej  kobieta nie może odsłaniać nóg, (a powyżej kolana to już w ogóle!) oraz nie może odsłaniać ramion.  Można ponętnie odsłaniać dekolt, a nawet brzuch, ale ramion – nigdy! Kobieta musi też mieć długie włosy (raz występowałam w krótkich, zgroza!). Nie znam Cyganki z krótkim włosami.
No więc ta stylistka, po uważnym wysłuchaniu wszystkich tych zaleceń podczas  specjalnego zebrania w kawiarni Kaprys na Woronicza, przywiozła mi do Glinojecka  specjalnie szytą na tę okazję długą do ziemi spódnicę  z ....rozporkiem do połowy uda!


(wizyta TVP INFO w Ciechocinku w dniu koncertu, na pierwszym planie Don Vasyl i Ja. Suknia  polskiej  firmy ZANDII)

W dodatku przywiozła mi to na dwie godziny przed koncertem i  już nie mogłam nic kupić i musiałam poprowadzić koncert w tej nieszczęsnej spódnicy, ku zgorszeniu cygańskiej starszyzny. Don Vasyl musiał się przed nimi  gęsto z tego tłumaczyć. Od tej pory wszystkie kiecki sprawdzam w Warszawie. Co roku coraz bardziej  zbliżam się zresztą w stroju do romskiego ideału. W zeszłym roku po raz pierwszy, a w tym roku  po raz drugi otwierałam Festiwal w pełnym stroju romskiej artystki, który wypożyczyła mi szyjąca zawodowe takie stroje Wanda Rutowicz


(przygotowania przed koncertem- make up Danusia Godzisz )

To jest cudowne uczucie, gdy  idzie się a spódnica tańczy przed Tobą i dodaje gracji każdemu Twojemu ruchowi!  Co prawda cygańskie spódnice są ciężkie, kilkuwarstwowe i muszą mieć halkę, aby w tańcu nie odsłonić „zakazanych” części ciała. Jest w nich strasznie gorąco, więc z podziwem myślę o tancerkach, które przez 3 godziny koncertu dynamicznie w nich  tańczą. Ja w pierwszej przerwie z ulgą przebrałam się w lekką suknię w kwiaty. 


Cyganki są mistrzyniami w odsłanianiu tego, czego pokazywać nie wolno. Robią to, ale zawsze niby przypadkiem, zawsze lekko, z wdziękiem. Tego się od nich nauczyłam. 
I oczywiście tradycyjnie już w połowie  koncertu zerwałam w swoich złotych sandałach wszystkie paski i musiałam zejść ze sceny. Na szczęście, nauczona doświadczeniem dwóch poprzednich Festiwali  czujnie wzięłam ze sobą druga parę. Stwierdziłam potem, że bez zniszczonych butów prowadzącej Festiwal nie może być udany :)



(Reżyser festiwalu - Bolek Pawica)





Tegoroczny koncert zakończyłam słowami:

„Czy udało nam się wlać w Wasze serca radość? Czy udało nam się obudzić w Was tęsknotę za miłością i za szczęściem, które jest w zasięgu ręki?” Bo po latach  stwierdzam, że to właśnie jest najważniejsze.
A Wy, jak myślicie?


(zdjęcie wykonane na terenie starego opuszczonego basenu w Ciechocinku)


Tekst Anna Popek
Zdjęcia Tomasz Krupa

8 komentarzy:

  1. Jako mały chłopiec widziałem cygańskie karawany, Ich obozowisko na łąkach w mojej wsi, biesiadowanie wieczorem przy ognisku, piękny śpiew. Są muzykalni, uzdolnieni, przystojni, śliczne dziewczyny itp. Z ich występkami też się spotkałem, ale były one marginalne. Odnoszę się to tego wszystkiego z należnym szacunkiem. Festiwal na poziomie, gdyby tak jeszcze powrócić do dawnego Ich muzykowania, do wspaniałych skrzypków. Pani gratuluję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cały czas ta muzyka brzmi mi w uszach... Pozdrawiam

      Usuń
  2. Ogladalam bo zawsze ogladam ,podoba mi sie taniec i muzyka Romow a pani w tym roku wygladala olsniewajaco😍

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny festiwal, zawsze oglądamy Panią! Pozdrawiamy serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  4. A ramiona na zdjęciach odsłonięte...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tylko troszkę :) i to w drugiej części koncertu.

      Usuń
  5. Mam nadzieję że się Pani nie obrazi, zaraz?!Świetna z Pani, Kobitka! Cokolwiek to znaczy.. Super Blog!!!

    OdpowiedzUsuń

Jak zostałam morsem

Od wielu lat podziwiałam ludzi, którzy wchodzą do zimnej wody. Podobało mi się morsowanie, wiedziałam, że daje sporo zdrow...